Praca w Holandii: Niesłychane perypetie Polki, po której słuch zaginął (2)
200% normy, czyli Agunia w Holandii. Epizod drugi: Pierwszy dzień pracy (1)
Budzę się specjalnie wcześniej, aby się na czas przygotować – ot taka tam zwyczajna codzienna kobieca toaleta. Łazienka niestety jest zajęta, widzę światło wewnątrz, żadnych odgłosów w środku. Otwieram drzwi… dziewczyna dosłownie przyklejona do sedesu śpi w najlepsze. Niewiele myśląc zajmuję się sobą, wchodzę pod prysznic, podmywam się szybko, błyskawiczne spojrzenie w lustro, szał kosmetyczki i jestem gotowa na spotkanie z pracą.
Służbowy samochód…
Naprawdę nieźle skołowana czekam co będzie dalej, kiedy przyjedzie samochód który zabierze mnie do pracy? Wychodzi dziewczyna w tej samej bluzie co wczoraj, odbity sedes odznacza się czerwoną pręgą na policzku. „Na co czekasz??? Siadaj na rower i jedziemy! Zapierdalać trzeba bo zaliczki nie będzie!„
Słowa ostre jak brzytwa zabijają resztki snu w mojej głowie. Rozglądam się za rowerem, jest! Stoi, oparty o tylną ścianę budynku. Rower! Prehistoryczny złom na dwóch kołach, zardzewiałe dosłownie wszystko… z wyjątkiem opon, z których wyłażą jakieś sznurki.
Dosiadam tego cuda holenderskiej techniki i próbuję ruszyć. Zamiast prawego pedału wystaje kikut, łańcuch skrzypiący niemiłosiernie, z zębatki wypada mi plastikowa ochronka. Nie wiem co z tym zrobić, więc na szybko odrywam plastik i próbuję dogonić osoby jadące przede mną. Nie działa światło przednie, ani tylne, prowadzę rower dosłownie na słuch i skrzypiące łańcuchy poprzedniczek. Służbowy bus śmignął mi jak mrzonka przed oczami, kolorowy folder z agencji… jeszcze nie raz go przeklnę. Po paru kilometrach dojeżdżam na miejsce.
Opieka koordynatora…
„Kurwa! Ile można na ciebie czekać? Pedałować nie umiesz?” Dociera do mnie że te słowa są kierowane w moja stronę. Drobna wrzaskliwa blondynka zaczęła poszturchiwać również inne dziewczyny. Zdezorientowana nie wiem co ze sobą zrobić. Podchodzi do mnie kobieta, przedstawia się. To Krysia, sympatyczna, w średnim wieku. Z politowaniem spoglądając na wytapetowane blond czupiradło, odciąga mnie na bok i powoli tłumaczy zasady.
Zostaję skierowana do kantorka naszej agencji, przedstawiam się. Za biurkiem siedzi jeszcze większa tapeta, tym razem kruczoczarne włosy aż do pasa. Nie odrywając oczu od listy na której coś bazgroli… „Ty, nowa, na piątkę idziesz„ „Gdzie przepraszam?” „Na piątkę, głucha jesteś? Kurwa co za debili teraz mi przysyłają„ Zamurowana kompletnie, z niedowierzaniem zdaję sobie sprawę że ten debil to chyba ja. „Justynaaa… pokaż nowej gdzie jest piątka!„
Szkolenie
Idę z Justyną na swoje stanowisko pracy. Szklarnia jest ogromna, a dokładnie wiele mniejszych połączonych w jeden wielki szklany moloch.
Sektor B linia nr 5 – jesteśmy na miejscu. Inne dziewczęta które weszły wcześniej przygotowują wózki i sprzęt. „Tu łapiesz, tu przycinasz, tu odkładasz” – Justyna obcięła jeden (JEDEN!) kwiatek i odchodzi. To był koniec szkolenia.
Szkolenie właściwe
Zaczynam pracę – łapię, odcinam, odkładam, łapię, odcinam, odkładam… Po chwili podchodzi Krysia. „Hej Krysiu wszystko w porządku?” „Nie, nic nie jest w porządku, ta idiotka miała cię wprowadzić, wszystko wyjaśnić, a nie pokazała ci nawet podstaw, psiapsiółka Dorotki, pieprzone dwa nieroby. Jak będziesz odkładała po jednym to nic z tego nie będzie„
„Dobra, to idzie tak: łapiesz tniesz i w palce, następny łapiesz ale pomiędzy drugie palce, a dwa ostatnie to o tak kciukiem, odkładasz po 5 sztuk, potem drugie 5 i związujesz gumką, o tak. Jak złapiesz wszystkie to się pokaleczysz, a tak to masz palce pomiędzy kolcami, rozumiesz?„ Przyglądam się jak to Krysia robi, powtarza cykl parokrotnie abym załapała system, faktycznie ma rację. „Acha… masz mój sekator, bo ta bezczelna pizda dała ci najbardziej tępy jaki tu w ogóle jest, a mi nie przeszkadza, mam już ręce wyrobione„ „Dziękuję Krysiu” – uśmiecham się w podzięce.
Praca
Łapię za sekator, zaczynam wycinać róże, ciach, ciach. Jedna po drugiej, odkładam w pęczki według zaleceń Krysi. Ale już na starcie widzę że jestem daleko w tyle. Dziewczęta idą równo jak maszyny, ja staram się nadgonić, im bardziej się spieszę, tym bardziej mi się wszystko rozlatuje, kwiaty wypadają mi z rąk, nie chcą układać się w pęczki.
Nagle znikąd pojawia się drobna blondynka, Dorota. Zaczyna mnie poganiać, niecenzuralne określenia sypią się jak z rękawa: „Ta linia ma być dziś skończona! Co ty kurwa myślisz że będziemy jebały za ciebie? Rusz dupę i zapierdalaj!„ Mam łzy w oczach ale nie poddaję się, zaciskam zęby i tnę dalej. Aram! Dorota się uśmiecha, wyrósł jak spod ziemi mały, śmieszny, lekko skurczony o ciemnej karnacji człeczyna. Rozmawia z Dorotą łamaną angielszczyzną, wyjaśnia coś wymachując rękami. Dorota pokazuje na mnie palcem… Aram uśmiecha się głupkowato i… łapie dziewczynę za krocze! Szybki niezdarny gest, Dorota udając zmieszanie odpycha jego rękę, rozglądając się wokół czy nikt nie widział i śmiejąc się odchodzi. Kątem oka obserwuję całą tę sytuację.
Jak roboty
Dziewczyny są o jedną trzecią do przodu ode mnie, idą jak maszyny zaprogramowane na ścinanie. Ciach, i na wózek, ciach i na wózek.
Chce mi się płakać z bólu, dłonie mam pocięte okropnie, nie dostałam rękawiczek, chociaż inne pracownice je mają. Dorota kręci się cały czas udając bardzo zapracowaną, choć nie robi kompletnie nic. Nadchodzi Aram. Dorota łapie za wózek i przepycha na bok. Pokazuje na mnie palcem i coś tłumaczy. Aram podchodzi do mnie i oznajmia że mam dogonić inne dziewczęta. Jego angielski jest bardziej niż tragiczny – muszę z kontekstu domyślać się o co mu chodzi. Ze spokojem odpowiadam że jestem tu dopiero od dwóch godzin, i to jest naturalne że nie mam takiej wprawy jak inne dziewczęta. Z przerażeniem zauważam że on nie zrozumiał ani słowa! „Okej, okej” – brzmi cała odpowiedź.
Rękawiczki od Armaniego
Pytam o rękawiczki – rozkłada ręce w zakłopotaniu. Mówię więc że koleżanka nie potrzebuje, więc może mi oddać swoje. Dorota zamurowana rozdziawia końską szczękę na oścież, i dopiero po paru sekundach dociera do niej treść moich słów. „Kurwaaa coś ty powiedziała? Pojebało cię? Ja nie potrzebuję? Jakie rękawiczki chcesz?„
„Od Armaniego, zamszowe, znasz Armaniego?” – odpowiadam zgryźliwie. „Nie znam i nie muszę! To na innej szklarni pewnie robi„ „Werke, werke, tempo,tempo” – Aram wtrąca się do rozmowy, a Dorota wściekła okrutnie odchodzi. Tnę kwiatki dalej, staram się nadrobić czas stracony na konwersację.
Przerwa
Pause! Schodzimy do kantyny. Dziewczęta wyciągają kanapki, jest automat do kawy, mam ochotę na herbatę, ale cukru brak. Dziewczyny klną jak opętane. „Kurwaaa znowu nie ma cukru!” – skrzeczący mezzosopran Doroty słychać na całej kantynie – „Ide po cukier„
Wraca po chwili. Przyniosła dwie saszetki które wsypuje sobie do kawy. Dwie, tylko dla siebie. „Ty młoda” – to do mnie – „nie podskakuj mi kurwa bo pożałujesz, wyjebie cie stąd!” Skąd u młodej dziewczyny takie słownictwo? Siorbię gorzką herbatę zastanawiając się nad ripostą. Wreszcie decyduję się odłożyć dyplomację na bok.
„Nie życzę sobie, aby ktokolwiek odzywał się do mnie w ten sposób, jeśli nie potrafisz odezwać się do mnie z należnym szacunkiem to nie odzywaj się wcale, i nie pozwolę sobie na to abyś podnosiła na mnie głos, od ciebie moja droga zależy czy osiągniemy konsensus„ Rozmowy na kantynie zamilkły natychmiast. Dziewczyny przy stolikach czekają na dalszy ciąg wydarzeń…
Ciąg Dalszy Nastąpi…
Agunia
Od redakcji: Tekst został po raz pierwszy nadesłany i opublikowany 17 sierpnia 2017 roku. Po trzech odcinkach wszelki słuch po Autorce zaginął. Jeśli rozpoznajesz miejsca i sytuacje lub wiesz kim jest Agunia, pomóż nam ją odnaleźć. Chcemy poznać i opublikować ciąg dalszy tej historii.