Jak Holendrzy „podarowali” nam tulipany, szlafroki i kilka innych słów

Aktualności | 25-11-2024 | 16:00

Ah, Holendrzy. Naród, który zrobił karierę na wiatrakach, serach i drewniakach, postanowił również odcisnąć swoje piętno na naszym pięknym języku. Bo dlaczego nie? Skoro już wymyślili, jak żyć poniżej poziomu morza i hodować kwiaty, które kosztowały więcej niż domy, to czemu by nie dorzucić kilku słów do polszczyzny? Co z tego, że myśmy ich nie prosili. Efekt? Dziś mamy kantory, frachty i szlafroki – wszystko to brzmi, jakby było nasze, ale w rzeczywistości ma rodowód holenderski.


Tulipan: kwiat, który złamał Holendrom serce

Zacznijmy od tulipana („tulip„), czyli dumy narodowej Holendrów. Ci szaleńcy z XVII wieku zrobili z niego walutę i wymieniali na niego całe majątki. My, Polacy, oczywiście przyjęliśmy ten kwiat z wdziękiem, ale bez histerii. Zamiast sprzedawać domy, sadzimy go w ogródku obok pelargonii. Bo tak naprawdę kto potrzebuje cebulek za równowartość kawalerki w Warszawie? 😉


Farba i fracht: importowana codzienność

„Farba” – brzmi swojsko, prawda? Ale nie dajmy się zwieść, to holenderskie „verf„! Rembrandt pewnie przewraca się w grobie na myśl, że jego spuścizna artystyczna skończyła jako słowo opisujące malowanie kuchni po remoncie. Podobnie z frachtem („vracht„). Kiedyś oznaczał statek wypełniony egzotycznymi przyprawami, dziś kojarzy się z paczką, która „zaraz będzie” (czytaj: może w przyszłym tygodniu). Dziękujemy, Holandio, naprawdę. 😉


Kantor, czyli dlaczego nigdy nie wygrywamy z walutami

Kiedy Holendrzy wymyślili „kantoor” (czyli biuro), pewnie nie mieli pojęcia, że Polacy zamienią to na miejsce, w którym człowiek zawsze wychodzi na minus. Kurs euro zawsze za wysoki, a dolar… cóż, jeszcze wyższy. Ale przynajmniej mamy słowo „kantor”, które brzmi elegancko, dopóki nie przypomnisz sobie, ile tam zostawiłeś. 😉


Szlafrok: twoja codzienna „elegancja”

„Szlafrok” brzmi, jakby był symbolem luksusu. I w sumie jest, ale tylko do momentu, gdy widzisz swój stary, sprany egzemplarz, w którym wyglądasz jak ekscentryczny wynalazca. Holendrzy dali nam słowo „slaaprok” (suknia do spania), a my zrobiliśmy z tego coś, co dumnie nosimy do śniadania. Elegancja po polsku – zawsze krok przed trendami. 😉


Manekin: model, który nigdy nie tyje

Kiedy Holendrzy wymyślili „manneken” (czyli „człowieczek”), pewnie nie wyobrażali sobie, że Polacy postawią go w witrynach sklepów w zbyt obcisłych dżinsach. Dziś manekin to jedyna „osoba”, która zawsze wygląda świetnie – nawet w T-shircie z napisem „Promocja -70%”. Holendrzy mogą być z nas dumni. Albo i nie. 😉


Ciekawostki, których nie potrzebujesz, ale i tak przeczytasz 😉

  1. Tulipanowa bańka – Holendrzy byli wieki temu tak zakochani w tulipanach, że wydawali na nie całe majątki. My? Wolimy cebulki za 5 zł w Biedronce. 😉
  2. Wiatraki – i po co to wszystko? – Holenderskie wiatraki głównie ratowały ich domy przed zalaniem. W Polsce? Mieliliśmy w nich zboże. Ambitnie. Różne podejścia, podobna technologia. 😉
  3. Olędrzy – pierwsi influencerzy? – Holenderscy osadnicy nad Wisłą nauczyli nas, jak ujarzmić wodę. Niestety, nie nauczyli nas, jak robić to bez narzekania na pozostałe po tym wszystkim błoto. 😉
  4. Drewniaki – uniwersalny wynalazek – Klompen, czyli drewniane buty, były popularne nie tylko w Holandii, ale i w Polsce. Idealne na błoto i prawdopodobnie, jako środek obrony osobistej. 😉

Podsumowanie: Holandio, dziękujemy (?)

Co Holendrzy dali Polsce? Kilka słów, które brzmią swojsko, ale mają więcej wspólnego z Amsterdamem niż z Warszawą. Czy mogliśmy się bez tego obejść? Pewnie. Czy jest nam z tym źle? Wcale nie. Więc następnym razem, gdy założysz szlafrok albo odwiedzisz kantor, pomyśl o Holandii. A jeśli chcesz podziękować, wyślij im cebulki tulipanów. Fracht na pewno dotrze – kiedyś. 😉

(holandia.online/wnl/foto(s):Pixabay,AI)