Nowele smaku Rutkowskiego: Gołąbki!!!
Przecudowne, proste, treściwe i zaj…ste polskie danie, ba, można by powiedzieć że wyżerka wszechczasów! Oto prosty, niebanalny przepis na te nie robiące nam na głowy ptaszyska…
Kapusta…
Podstawą gołąbków nie są pióra, jedynie pospolita zwyczajna kapusta. Tak, zwykła kapuściana głowa. Jak już pisałem wcześniej, najlepsze potrawy powstają z biedy. I ta oto boska potrawa również z biedy powstała… wróćmy jednak do przepisu.
Idziemy na targowisko miejskie, oczywiście po drodze nie omieszkamy wstąpić do pobliskiej tawerny w celu uzupełnienia płynów ustrojowych, w postaci jednego browara i dwóch setek wódeczki. Owe trunki spożywamy na szybko, oczywiście na stojąco.
Następnie marszowym krokiem udajemy się na targ, gdzie wszelakiej maści – w pstrokatych chustach na głowach – wiejskie baby plotkują, gadają, sprzedają jajka niby że ze wsi, a jednak z pieczątką hodowli zmywaną bez żenady acetonem
My jednak poszukujemy kapuścianej głowy, zdrowej, wielkiej i oczywiście bez robaków. Wybieramy najbardziej marną, zabiedzoną i w najgorszej chuście na głowie starowinkę… i właśnie u niej dokonujemy zakupu.
Głowa rzeczonej kapusty musi być zdrowa, bez przebarwień, twarda jak ruski czołg i toporna jak dowódca tegoż czołgu. Wybieramy największą głowę, oczywiście starowince płacąc o wiele więcej niż żądała za swój towar
Brakuje nam jeszcze dwóch składników – mięsiwa oraz ryżu. Nie udajemy się jednak po chińskie zboże do prowincji Xingyoung a jedynie do sklepiku obok, gdzie zakupujemy dwa kilogramy tegoż sypkiego produktu.
Brakuje nam już tylko mięska, po które udajemy się do pobliskiego mięsnego.
Wybieramy wielgachny kawał łopatki, oczywiście tłustej jak należy. Do tego zakupujemy jeszcze słuszny kawał wędzonego boczku. Wracając z zakupami nie omieszkujemy wstąpić do zaprzyjaźnionej tawerny w celu oczywiście uzupełnienia płynów…
Jesteśmy w domu. Zamaszystym energicznym ruchem wyganiamy obecną niewiastę z chałupy w celu rąbania drewna (oczywiście wybieramy najbardziej tępą siekierę, co by za łatwo nie miała)…
Teraz, będąc już sami w swoim królestwie, przystępujemy do działania: monstrualnie wielkim nożem wykrawamy z kapusty kaczan. Zadanie nie jest proste wbrew pozorom, gdyż kapusta się na stole ślizga, a teoretycznie ostry nóż w teoretycznie miękką kapustę nie wchodzi łatwo
Trick…
Czas na trick kulinarny, wielgachna kapusta w wielgachnym garze nie ugotuje się nigdy, zatem gotujące wierzchnie liście odkrawamy stopniowo jeden po drugim tuż przy kaczanie i odkładamy na talerz, tak że kapusta gotuje się równomiernie
W międzyczasie wsypujemy do gara ryż, płuczemy porządnie i gotujemy – oczywiście z dodatkiem soli: „na oko” kopiasta łyżka wystarczy. Mielemy mięso, dodajemy szklankę mleka aby nabrało kremowej konsystencji i jak już je ono wchłonie przyprawiamy sporą ilością soli i pieprzu.
Boczek smażymy na patelni drobniutko pokrojony by wydobyć z niego swoisty aromat. Doprawione mięso mieszamy z sypko ugotowanym ryżem tak, by powstała jednolita masa. Doprawiamy solą, pieprzem oraz odrobiną bazylii. Fajnie współgra z kapustą
Następnie formujemy gołąbki, czyli bierzemy liść, nakładamy farsz, zawijamy najpierw lewy i prawy bok, resztę zwijamy w rulon. W międzyczasie, przy okazji wychodząc sobie zapalić, sprawdzamy ilość narąbanego drewna. Oczywiście op…jąc połowicę za rozrzucone w nieładzie szczapki
Wracamy do pichcenia. Nabierając już pełnej wprawy formujemy gołąbki, ciasno układając je w garze. Oczywiście zawsze pozostaje nam odrobina farszu, który obtaczając jak kotlety w bułce tartej smażymy robiąc fajną zimną przystawkę Rzecz bardzo ważna: należy na dnie garnka ułożyć jeden wielki liść, aby nam się gołąbki nie przypaliły
Rzeczone gołąbki zalewamy zimną wodą i gotujemy na jak najmniejszym ogniu. Gotowanie powinno trwać do urąbania dwóch metrów sześciennych drewna przez małżonkę. Ponieważ jak wszem i wobec wiadomo kobieta zmarznięta i zmęczona wk..wiona być nie może, co przynosi pożytek naszemu zdrowiu psychicznemu jak i jej
Pora na sos
Schodzimy do piwnicy, odnajdujemy w zakamarkach flaszkę nalewki wiśniowej oraz litrowy słoik domowej roboty koncentratu pomidorowego. Przelewamy koncentrat do garnka, dolewając chochlą wywar z gotujących się gołąbków. Butelka przyniesionej wiśniówki nie wymaga instrukcji obsługi
Robimy zasmażkę. Kopiaste cztery łyżki mąki smażymy na złoto i zmniejszając ogień dolewamy wywaru energicznie mieszając.
Po zagotowaniu wlewamy do sosu. Tutaj możemy sobie pozwolić na drobną wariację dodając zioła prowansalskie oraz czosnek. Teraz pozostaje zaprosić sąsiada (który niechybnie przybędzie z następną flaszką wiśniówki) i uraczyć go prostym polskim tradycyjnym daniem.
Na marginesie: wódeczki wypite w tawernie są (a raczej były) własnym wyrobem, nie sklepowym badziewiem. Jak rozwiązać problem? Bardzo prosto: przynosisz flaszki trzy (dwie dla barmana) a jedną z nich przelewasz do pustej po Jacku Wędrowniczku, i bezczelnie, bezpardonowo stawiasz w knajpie na półce
A najfajniejszą jazdę masz wtedy, jak w porządnej knajpie bezczelnie popijasz sobie bimberek, a obok dwie, w tanich kieckach damy ze skarbówki na kontrolę sobie przyszły i sączą cienką herbatkę. Masakrycznie wesoło
To jak? Smacznego? Ja serdecznie wszystkim życzę smacznego…
Ciąg dalszy z pewnością nastąpi…
Adam Rutkowski
(24 listopda 2019, Boskoop, Holandia Południowa)