Polacy w Holandii – apel do Rodaków!
Holandia jeszcze do niedawna słynęła ze swojej szeroko pojętej tolerancji, gościnności i otwartości granic dla obcokrajowców. Niestety, gdy rozmowa zahacza o Polskę i Polaków, zaczynają się schody…
Ów Polak – z dala od rodzinnego domu, jak pies spuszczony ze smyczy, zachłyśnięty wolnością i wypłatą w obcej walucie. Jaki jest na obczyźnie?
Że „(…) nie wielbłąd, napić się musi”, wiadomo nie od dziś. Że jak pijany to agresywny i zaczepny, bzdurnie hałaśliwy, że z nadmierną prędkością jechać lubi i przy okazji „zgarnąć” z pobocza małżeństwo z dziecięciem, że czasem coś „wyniesie” ze sklepu, że wszczyna burdy, że zaćpać lubi, gdy wolno, że nie panuje nad sobą czasem i kultury najmniejszej sobą nie reprezentuje, że chce bojkotu i głośno domaga się „swego” – to wiedzą wszyscy. Niestety Holendrzy też…
Wystarczy jeden ów Polak na dziesięciu „cywilizowanych” Rodaków, by można było powiedzieć o łyżce dziegciu w beczce miodu. Pierwsze wrażenie niestety trudno zatrzeć (to jak przyjść na rozmowę kwalifikacyjną w hawajskiej koszuli), więc i niechęć „współrodaków” się pogłębia. Dlaczego mnie to nie dziwi? Dlaczego nic nie mogę na to poradzić?
Nie, nie każdy Polak mieszkający za granicą to cham i prostak, nie każdy Holender to rasista i oszołom. Apeluję więc – Rodacy, trochę kultury i ogłady. Jestem Polką, nie chcę się za Was wstydzić. Chciałabym wrócić tu po studiach, założyć rodzinę i czuć się jak w domu.
(Asia/pyskara.blogspot.nl)