To nie kinowy horror, to nasza codzienna rzeczywistość…
Po przeczytaniu na naszym WIATRACZKU.NL artykułu „Z POWODU SUSZY SZCZURY OPUSZCZAJĄ ŚCIEKI BY SZUKAĆ POŻYWIENIA„, normalnie aż mną wzdrygnęło i przebiegł mi po karku zimny dreszcz… brrrr… nieprzyjemna dla mnie sprawa, gdyż w bardzo, naprawdę bardzo realny sposób przypomniała mi się historia z dzieciństwa, i nawet nie przypuszczałem że mogłem ją zarejestrować z takimi szczegółami…
Urodziłem się w betonowym mieście – będącym typowym odwzorowaniem marzeń towarzysza Gierka. Betonowe blokowiska – to charakterystyka mego rodzinnego miasta powstałego na potrzeby pięciu kopalń (tzw. „starego miasta” czy „rynku” nie było ) Mieszkałem w 10-cio piętrowym bloku, gdzie w czasach PRL-u życie dziecka układało mi się dosyć sielankowo. Ale…
Kobiety nie schodziły do piwnicy
Wykonując swoje obowiązki (jak np. wyrzucanie śmieci) zwróciłem jednak uwagę na fakt, iż moja mama i siostry (tata był na kopalni w pracy) coraz rzadziej wybierają się do blokowej piwnicy po ziemniaki (trzymali je tam wszyscy), czy domowej roboty kompoty, ogórki, itp (które w tamtych czasach robiła praktycznie każda gospodyni).
Na początku nic sobie z tego nie robiłem – przecież jestem facetem, no i kto pomoże mamie? Podczas tych piwnicznych wycieczek zaintrygowało mnie to, że przy zapalaniu światła odbywa się w niej jakiś gwałtowny ruch… jednak (mimo że moja wyobraźnia wyczyniała cuda) ja niczego nie widziałem i niczego się nie domyślałem…
Pierwszy atak
Pewnego razu, idąc z animuszem po ziemniaczki dla mamy przechodziłem obok takiej ślepej wnęki 3×3, i zauważyłem że coś leży przy ścianie. Ciekawość wzięła górę – podchodząc bliżej zorientowałem się że jest to ogromny szczur (pisząc to znów mam ciarki na plecach), który na mój widok poruszył się, a w końcu nie mając gdzie uciec stanął na tylnych łapach i zaczął wydawać z siebie głośne piski…
Przerażony stanąłem jak wryty i nie poruszałem się, on też zastygł i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Aż nagle z miejsca skoczył on w moim kierunku na wysokość klatki piersiowej, a ja odruchowo zasłoniłem sie wiaderkiem w które on uderzył, spadł na ziemię i z piskiem pobiegł w głąb ciemnych korytarzy. Chyba pobiegł, bo ja w tym czasie ogarnięty panicznym strachem pędziłem jak pocisk do drzwi wyjściowych myśląc że zaraz mnie dopadnie i normalnie zeżre…
Były wszędzie!
Chyba jesteście sobie w stanie wyobrazić mój chłopięcy strach, i to co się działo w mojej głowie. Wpadłem jak bomba do domu, wszystko opowiedziałem mamie i dopiero wtedy dowiedziałem się dlaczego kobiety z naszego bloku nie schodzą do piwnicy. W trakcie tego zdarzenia uzmysłowiłem też sobie, że moja własna wyobraźnia jest w stanie przenieść mnie w inny wymiar, do innego świata… ale chyba każdy z Was doznał kiedyś podobnego wrażenia? O dziwo dość szybko doszedłem do siebie (przecież nie wypadało mężczyźnie okazywać strachu) i bardziej zainteresowałem się tą sprawą, zagłębiając się w szczurze sekrety podczas wypraw i „ekspedycji naukowych” odbytych z kolegami do piwnicznych zakamarków i innych miejsc przebywania szczurzego narodu… Fakty były przerażające…
Teraz widzieliśmy je wszędzie np. wygrzewające się na blokowych kaloryferach, czy pojawiające się w najmniej przewidywalnych miejscach. Zorientowaliśmy się też, że za zaistniałą sytuację, winę (pośrednio, poprzez ludzkie niechlujstwo) ponosimy my, mieszkańcy bloku…
„Cudowne” zsypy na śmieci
W nowoczesnej konstrukcji bloku [PRL] przewidziany był betonowy szyb przeznaczony do wyrzucania śmieci domowych które gromadziły się w koszach na dole, a włazy (czy klapy) do wyrzucania tych śmieci znajdowały się na każdym pietrze. Z perspektywy czasu patrzę na tę nowoczesność z przerażeniem, bo nie wszystkie śmieci były śmieciami (ale często resztkami jedzenia) i nie zawsze zamykano dokładnie włazy.
Problem stawał się powszechny i osiągnął rozmiar warty zainteresowania władz. Doprowadzono do walnego zebrania mieszkańców, gdzie poprzez aklamację (czyli jednomyślnie) postanowiono eksmitować dzikich lokatorów. Dostając zielone światło wyznaczono godzinę „0” i rozpoczęto przygotowania…
Sądny dzień
O godzinie „0” grupa mężczyzn (bohaterów dnia) weszła do pomieszczeń szybu śmieciowego, gdzie zagipsowali wszystkie dziury w ścianach i podłogach, pozostawiając w strategicznych miejscach dwa lub trzy otwory. Po zastygnięciu gipsu, znacznie większa grupa uzbrojona w różne styliska zakończone ostrzami, gwoździami i innymi szpikulcami ponownie zeszła do tych pomieszczeń, a my – dzieciaki – czekaliśmy w odwodzie. Do jednej z pozostawionych dziur wciśnięto szlauch i odkręcono wodę, która zaczęła płynąć szczurzymi korytarzami. Czas płynął, woda płynęła, a widownia się niecierpliwiła… bo nic się nie działo. Jednak zaczęło się!
Z jednego z otworów wyskoczył szczur który był cały mokry. Zatrzymał się by otrzepać futro i… to był jego koniec, bo w tej samej chwili został nadziany na ostrze. Potem wyskakiwały następne, a grupa uzbrojonych facetów na dobre rozpoczęła trwającą kilka godzin egzekucję…
Kontenery pełne szczurzego ścierwa
Nie jestem wstanie powiedzieć ile dokładnie tego było, ale ogromne ilości. A my – „dziecięca brygada” – też braliśmy w tym udział, gdyż osobniki którym udało sie przedrzeć przez szpaler siepaczy, dobijaliśmy czym popadło. Może to brzmi makabrycznie i bardzo niehumanitarnie, ale po upływie kilku godzin szczurzym ścierwem wypełniło się pięć dużych śmieciowych koszy. Widok ten pamiętam do dziś, i myśl, że wszystkie one żyły obok nas w niczym (aż do „dnia sądu”) niezakłóconej symbiozie.
Akcja dobiegła końca, zabetonowano pozostałe dziury, służby administracyjne wywiozły kosze do utylizacji (chyba), zablokowano szyb śmieciowy i zaspawano klapy zsypu, a podobne akcje przeprowadzono w pozostałych blokach. Przerażający problem został definitywnie rozwiązany, gdyż naprawdę nie widziałem już od tamtego czasu ani jednego szczura…
To nie kinowy horror, to nasza codzienna rzeczywistość
Pomimo rozwiązania problemu (a może właśnie dlatego?) moja wyobraźnia zmusiła mnie jak zawsze do pogłębienia wiedzy na szczurzy temat. Nie było to łatwe, bo w tamtym czasie Wujek GOOGLE nie istniał, ale była za to Ciocia CZYTELNIA, gdzie w końcu znalazłem to czego szukałem… i z wrażenia siadłem, bo zwierzątka te:
– jako jedyne wraz z karaluchami przetrwają wybuch atomowy
– przez całe życie rosną im zęby, dlatego nieustannie muszą gryźć bo inaczej przebiłyby im czaszkę
– w sytuacji zagrożenia zaatakują człowieka
– szukając drogi ucieczki, potrafią wgryźć się w żelbetowe podłoże na głębokość 1 metra, po czym wydrążyć metr tunelu w poziomie i kolejny metr ku górze
– unikają wody, ale świetnie pływają
– tygodniami mogą żyć bez pożywienia wysyłając tzw. grupy testujące (zwiadowców)
– posiadają układ hierarchiczny, czyli mają przywódcę (nie muszę pisać co jest z tym związane)
– uodparniają się na podawane trucizny, które później stają się ich pokarmem
Ale najciekawsze to że, szczurza mama może co trzy tygodnie wydawać potomstwo w ilości 16 (lub więcej) szczurząt… tak na okrągło…
Pozdrawiam, i zachęcam do obejrzenia filmu dokumentalnego „Szczurołap„…
Tomek Piechocki
(7 sierpnia 2018, Boskoop, Holandia)